wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 7

*Oczami Zayna*

Bez zastanowienia zadałem zasadnicze pytanie.

- Czego tu chcecie ?

Spytałem sucho. Czekałem na odpowiedź. Wszyscy wpatrywali się we mnie.

- Kto ukradł mi pieniądze ?!?!?

Patrzyliśmy się po sobie.

- Jakie pieniądze ?

- Cholerne pieniądze ! Albo ktoś sie przyzna, albo zginie wasz kolega.

Do pokoju wszedł jakiś mężczyzna z kominiarką na głowie, który trzymał broń i... Louisa.

- Zostaw go.

- To niech sie ktoś przyzna, albo zginie.

Lou patrzał na nas wystraszony. Co ja mam zrobić ? Nikt nie z nas nie ukradł tych pieniędzy.

- Czemu nam nie powiedzieliście, że mieliśmy brata ?!?

- A co was to interesowało, kretynie ?!?

- Traktujesz mnie i reszte jak zabawki, nawet Thomasa. Przez CIEBIE on nie żyje.

- Chcesz dostać jak on ?!?

- O co ci chodzi ?!?

- O to.

Wymierzył we mnie broń. Stałem nadal z założonymi rękoma, patrząc się na ojca ze zgrozą. Pierdolony chuj.

- I co mnie zastrzelisz ? Co Thomasa zastrzeliłeś ?

- Popełnił samobójstwo.

- Przez kogo ? Przez ciebie idioto !

- Jak ty śmiesz mnie tak nazywać ?!?

Rzucił broń i rzucił sie na mnie. Kopał mnie to po brzuchu, to po nogach, a pięściami wymierzał w moją twarz.

- Uciekajcie !

Lou skorzystał z chwili nie uwagi mężczyzny i wyślizgnął mu się, potem z moimi siostrami, oddalił się od salonu i zadzwonił po policje. Ojciec nadal mnie bił. Lou nie zdąrzył wybrać numeru, a moja matka wzieła mu telefon. W korytarzu były drzwi, które prowadziły do piwnicy. Matka wpychła Louisa tam i zamknęła na klucz. Tamara i Julia uciekły, a ja zostałem z nimi. Wszystko mnie już bolało. Na podłodze zauważyłem krew, która pewnie należała do mnie. Cholera. Wstałem i udałem sie do łazienki. Nie miałem siły iść dalej. Zamknąłem sie, a ojciec dobijał sie do drzwi.

- Otwieraj !

Po półgodzinnym dobijaniu sie, ojciec dał sobie spokój. Siedziałem na rogu wanny, patrząc się w lustro. Z mojego nosa ciekła krew, tak samo z wargi i miałem pełno siniaków. Znów. Jak to nasza nienormalna rodzina. Ciekawe gdzie moje siostry. Otworzyłem lekko drzwi, wyjrzałem czy nikogo nie ma i wyszedłem. Poszedłem do salonu, rodzice siedzieli na kanapie jak gdyby nigdy nic. What ?!? Poszedłem do korytarza, gdy nagle moja matka wzięła mnie na góre do sypialni.

- Zayn, słoneczko, zrozum ojca.

- Co ja mam zrozumieć ?

- On jest strasznie nerwowy.

- No ba.

- Stoje po waszej stronie, i wiem, że nie ukradliście tych pieniędzy.

- Czemu nie zareagowałaś na bicie ?

- Bałam się. Próbowałam go powstrzymać ale sam widzisz...

- Trzeba coś z tym zrobić.

- Wiesz, jak sie dowie, że coś knujemy to będzie tragedia.

- Ojciec to ojciec.

- Choć zaopatruje cię.

Matka opatrzyła mnie i poszłem na korytarz, przy czym otworzyłem drzwi od piwnicy, gdzie znajdował się Louis.

- Nic sie nie stało, nie dzwoń na policje. Przepraszam, że cię w to wmieszałem.

- Dobrze, że żyjesz. Napewno nie wezwać policji ?

- Napewno.

- Dobra lece, jakby co to jestem pod telefonem. Możesz na mnie liczyć.

- Twój telefon jest w kuchni.

Lou wziął co trzeba i odjechał. Sam wsiadłem do auta i pojechałem do Harrego. Drzwi otworzyła mi jego mama.

- O matko, Zayn dobrze sie czujesz ?

- Tak, dziękuje. Są może u pani moje siostry ?

- Tak są. Prosze wejdź.

Weszłem i zastałem Julie z Harrym na kanapie, a Tamara stała koło telewizora.

- Zayn ! Wszystko dobrze ? Mocno dostałeś ?

- E tam, bywało gorzej. Jest wszystko w normie. Wracajmy, lepiej żeby nie było żadnej awantury.

- No okej.

Julia na pożegnanie pocałowała Harrego i pojechaliśmy do domu. Matka robiła obiad, a ojciec siedział w swoim gabinecie. Poszliśmy, każdy do swojego pokoju, i włączyłem laptopa. Na twitterze jestem anonimowy, nikt nie wie kim jestem. Kilka zaproszeń. I 1 wiadomość od jakiejś anonimowej dziewczyny. Nie ma zdjęcia.

Ona: Hej, jak leci ?

Ja: Znamy się ?

Ona: Nie wiem. Jestem Rita.

Ja: Zayn.

Rita: Sorki, że tak pisze do ciebie, ale poprostu nie mam do kogo.

Ja: Czemu ?

Rita: A tam nie będe sie zwierzać.

Ja: Jak chesz. To... co robisz ?

Rita: Słucham muzyki, a ty ?

Ja: Nic. A czego słuchasz ?

Rita: One Direction. Kocham ten zespół.

Wzdrygnąłem się. Ona kocha nasz zespół.

Ja: Aha. Gdzie mieszkasz ?

Rita: W Londynie.

Ja: Ja też. Kogo lubisz najbardziej z zespołu ?

Nie powiem jej przecież, że to ja. Przestałaby pisać.

Rita: Lubie każdego. No może troszeczke Zayna Malika.

Omg. Mnie.

Ja: Hehe ja też mam na imie Zayn. Tylko, że nie Malik.

Rita: Zauważyłam :) Ciekawe czy jesteś ładny tak jak Malik.

Ja: Wiesz, każdy ma swój gust. Ale ja sądze, że jestem brzydki.

Rita: ciekawe. Napewno jesteś ładny, troche wiary w siebie ;)

Ja: Hehe, ciekawe jak ty wyglądasz.

Rita: Wiesz ja to gruba jestem i pryszczata.

Ja: Nie wierze. ,,troche wiary w siebie''

Rita: Haha, tylko że to jest prawda. Dlatego nikt sie ze mną nie koleguje i nikt nie chce się ze mną zakolegować.

Ja: Ja chętnie się z tobą zakoleguje :)

Rita: Dasz mi swój numer telefonu ?

Miałem już pisać, ale zawachałem się. Nie wiem, czy to dobry pomysł. Ale przecież przez telefon nie można wywnioskować zbyt do kogo głos należy. Co mi tam szkodzi. Napisałem i wysłałem. Wyłączyłem laptopa i mój telefon wydał z siebie odgłos przychodzącej wiadomości. Pewnie to od Rity.

Prosze, o to mój numer. Dzięki.

Zapisałem jej numer w kontaktach i zeszłem na dół. Czekał na mnie obiad. Przy stole nikt sie nie odzywał. Wszyscy jedliśmy w ciszy. Szybko zjadłem, a następnie poszłem do pokoju. Uwaliłem się na łóżku, i zacząłem myśleć nad sensem mojego życia. Patologia w rodzinie. Jak to głupio brzmi. Nagle dostałem wiadomość.

Rita: Co już nie piszesz ? Znudziłam ci się ?

Ja: Nie, tylko jadłem obiad i tera se leże na łóżku.

Rita: Aha, już myślałam. Nad czym myślisz ?

Ja: Nad sensem mojego życia. Jednym słowem: patologia.

Rita: Chodzi ci o rodziców ?

Ja: Noo. Piekło.

Rita: Ja nie mam lepiej.

Ja: Skąd wiesz ?

Rita: Powiedzmy, że sie domyślam.

Ja: Musze kończyć, jutro popiszemy, szkoła.

Rita: Jasne rozumiem, pa Zayn.

Ja: pa.

Nadal leżałem. Nie wiem co mam robić. Nawet nie wiem w którym momencie zasnąłem. Obudził mnie budzik. Wstałem, szybko ubrałem się i pojechałem wraz z siostrami do szkoły. Zaparkowałem moje auto, na które wszyscy patrzyli z zazdrością, i wysiadłem. Chłopacy jak zawsze stali przy aucie Louisa. Poszłem w kierunku czarnej terenówki mercedesa i przywitałem się z chłopakami.

- Wszystko u ciebie okej ?

- Tak.

- Wiesz, że możesz na nas liczyć.

- Wiem. Kiedy próba ?

Nienawidziłem rozmawiać o patologii w moim domu.

- Jutro koło 16:00.

- Jasne.

Ruszyliśmy na lekcje. Po jakimś durnym wykładzie, na którym nie słuchałem, poszliśmy do stołówki. Usiedliśmy przy stoliku, z widokiem na dziedziniec szkoły. To było nasze stałe miejsce. Siedzieliśmy i gadaliśmy o różnych rzeczach, kiedy do stołówki wparowała grupa dziewczyn z Niną na czele. Uwiesiłem na niej swój zwrok. Była to brunetka o brązowych oczach, była troche niższa odemnie i strasznie chuda. Była bardzo popularna w szkole. Od dawna mi się podoba, ale nigdy nikomu o tym nie mówiłem. Wiem, że mnie nie lubi. Odwróciłem głowe i patrzałem się na Harrego, który robił głupie miny. Cały on.

*Oczami Julii*

Siedziałam wraz z Tamarą i z dziewczynami przy stoliku, kiedy do stołówki weszła najwredniejsza dziewczyna na całym świecie, Nina. Wraz z jej dziewczynami przysiadły się do stolika z naszym bratem. O nie. Nie będzie dobrze. Nina wstała, a wszyscy uczepili na niej wzrok, kiedy zapanowała cisza.

- Co Zayn, teraz nie masz nic do powiedzenia, kiedy rodzice sie pojawili ? Haha, co rodzice ci dali ,,szlaban'' ? Zawsze miałeś coś do powiedzenia.

Zayn zacisnął szczęke. Jego wzrok był nieobecny. Nie daruje jej tego. Wstałam i wszyscy wzrócili na mnie wzrok. Podeszłam do niej i wziełam ją za bluzke.

- Odwołaj to co powiedziałaś.

- Dobrze słyszałaś to co powiedziałam. Nie odwołam taka prawda.

Mój gniew już kipiał. Zaraz wybuchne. Usłyszałam tylko cichy głos Zayna.

- Daj spokój.

Zacisnęłam zęby i zgrzytałam zębami. Odwróciłam wzrok do Niny.

- Nikt. Nie. Będzie. Obrażał. Mojego. Brata.

- A co, ty jego obrończynia ? Zayn się boji ?

Zaśmiała się głupkowato.

- Przesadziłaś.

I dałam jej z pięści w twarz, a ta się aż przewróciła. Po chwili Nina rzuciła się na mnie. Szarpałyśmy się, aż ktoś złapał mnie za ramiona i oddalił od Niny. Był to Harry. Zanim się uspokojiłam, zauważyłam, że wszyscy nas otaczali, by móc zobaczyć tą akcje. Chłopacy wyprowadzili mnie ze stołówki i poszliśmy do szatni. Nie było Zayna. Złość nadal we mnie strzykała.

- Gdzie. Zayn.

Powiedziałam przez zaciśnięte zęby.

- Uspokój się. Zayn pojechał. Nie wiem gdzie.

Harry usiadł koło mnie i objął ramieniem.

- Po lekcjach odwioze cię.

- Dzięki. Obiecuje jej, że kiedyś rozszarpie ją na małe kawałeczki.

- Haha a ja ci w tym pomoge.

Uśmiechnęłam się. Złość we mnie już minęła. Po lekcjach, tak jak Harry powiedział, odwiózł mnie do domu. Otworzyłam drzwi, przeszłam przez salon i korytarz, poszłam po schodach i wparowałam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i patrzałam się na biurko. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest Zayn. Nie było jego samochodu, co znaczy, że pojechał gdzieś, nie wiadomo gdzie. Wyszłam, poszłam do kuchni i wyciągnełam coś do jedzenia z lodówki. Kiedy zjadłam, poszłam do garażu bez skapowo. Był tam stary skuter. Mam pewien pomysł... jeżeli Zayn ma auto, to czemu ja nie moge mieć skutera ? Tylko trzeba go odnowić. Wziełam go, zamknęłam garaż i poszłam na nogach do serwisu samochodowego. Zastałam kilka mężczyzn w serwisie, zostawiłam skuter, i wyszłam. Tak jak mi powiedzieli, będzie do odbioru za 3 dni. Ruszyłam z powrotem do domu. Otworzyłam lekko drzwi, zamknęłam je, weszłam do salonu, gdzie zastałam tylko ojca z założonymi rękoma. O nie.

- Gdzieś ty była ?!?

Przeszedł po mnie zimny dreszcz. Musze skłamać. Jakby się dowiedział, że będe jeździć na skuterze, szału by dostał.

- Musiałam pożyczyć koleżance książke, bo jej się zgubiła.

Przez chwile przeczesywał mnie wzrokiem.

- Lepiej żebyś nie kłamała.

Usiadł na kanapie, a ja poszłam do swojego pokoju. Po chwili pukanie. Tamara lekko wychyliła głowe zza drzwi.

- Mogę wejść ?

- Możesz.

Usiadła obok mnie na łóżku.

- Dobrze zrobiłaś, że obroniłaś Zayna.

- To jest nasz brat, dlaczego miałabym tego nie robić.

- Ta Nina musi dostać w końcu od nas w pierdol.

- Zgadza się.

- Gdzie byłaś ? Wiesz, że nikomu nie wygadam.

- Pamiętasz ten stary skuter co stał w garażu ?

- No.

- Wzięłam go do serwisu, aby go naprawili i polakierowali.

- Aha, spoko. Będziesz mnie wozić do szkoły, nie ?

- Pewnie.

Uśmiechnęłam się lekko. Nagle usłyszeliśmy jakiś huk, chyba ktoś zbił jakieś talerze, i krzyki. Następnie stukot butów po schodach i trzaśnięcie drzwiami. Wychyliłyśmy obie głowy zza drzwi.

- Myślisz, że Zayn już jest ?

- Nie wiem. Poczekaj ide zobaczyć co się dzieje.

Poszłam po schodach, i wparowałam do kuchni, gdzie były zbite talerze. Matka stała tam i sprzeczała się z ojcem.

- Co się dzieje ?

- Nie wtrącaj się w sprawy dorosłych.

- No to się nie kłóćcie ! Mam dość wysłuchiwania waszych kłótni !

Wydarłam im się prosto w ich twarze.

- Nie takim tonem.

- Julio, wyobraź sobie, że ojciec dostał jakiegoś szału z niewiadomo czego, a ja się przestraszyłam i upuściłam talerze i zaczął się na mnie drzeć.

- Tato, odpuść sobie.

- Nie będziesz mną rządzić.

- Ani mną.

- Jesteś moją córką ! Musisz się mnie słuchać !

- Nie zmusisz mnie !

Wyszłam ze złością z domu. Wybrałam się do sklepu, a później do parku. Usiadłam na ławce, wyjełam z torebki papierosa, zapaliłam i wdychałam dym, żeby się uspokojić. Tak, ja pale. Ale jak jestem naprawdę wkurzona. Rodzice o tym nie wiedzą.

*Oczami Zayna*

Siedziałem w swoim pokoju, zamknięty na klucz, nie chciałem nikogo widywać. Wyjąłem telefon, dostałem wiadomość od Rity. Napisałem jej o całym zdarzeniu w stołówce.

Rita: ale ona musi być naprawdę głupia. Przez myśl mi to nie przechodzi. Przykro mi.

Ja: A wiesz co najbardziej boli ?

Rita: Co ?

Ja: To, że jestem w niej zakochany.

Rita: aha... i co teraz zrobisz ?

Ja: nie wiem, nie mam już siły.

Rita: nie mów tak. Musisz zawalczyć.

Ja: kiedy ja... poprostu nie mam już siły. Co dzień musze słyszeć jak wszyscy mówią o mojej patologicznej rodzinie.

Rita: nie słuchaj ich. Poprostu nie mają mózgu. Tylko nic sobie nie rób. Pogadamy jutro, może ci przejdzie.

Ja: nie sądze...

Wyrzuciłem telefon w kąt, i złapałem się za głowe. Dlaczego mnie to spotyka ? Ja już nie wytrzymuje. To całe życie jest pojębane. Wziąłem z szuflady żyletkę i przyłożyłem ją sobie do ręki. Nie wiem czy dobrze robie. Leciutko pociągnąłem ostrzem po skórze, z czego ciepła krew zaczęła spływać mi po ręce. Nagle odrzuciłem żyletkę w głąb pokoju, patrząc na swoją ręke, z której leciała krew. To mnie uspokaja.

*Oczami Julii*

Zrobiło się dosyć ciemno, a ja nadal paliłam i siedziałam sama na ławce. Nagle w moim kierunku zaczął się ktoś zbliżać.

- Julia ?!? Ty palisz ?!? O, ty...! Nie tak cię wychowałem !

O cholera.

___________________________________________


Macie tutaj następny rozdział, myślę że liczba komentarzy się podniesie :) Do następnego ! :*






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz