*Oczami Zayna*
Bez zastanowienia zadałem zasadnicze pytanie.
- Czego tu chcecie ?
Spytałem sucho. Czekałem na odpowiedź. Wszyscy wpatrywali się we mnie.
- Kto ukradł mi pieniądze ?!?!?
Patrzyliśmy się po sobie.
- Jakie pieniądze ?
- Cholerne pieniądze ! Albo ktoś sie przyzna, albo zginie wasz kolega.
Do pokoju wszedł jakiś mężczyzna z kominiarką na głowie, który trzymał broń i... Louisa.
- Zostaw go.
- To niech sie ktoś przyzna, albo zginie.
Lou patrzał na nas wystraszony. Co ja mam zrobić ? Nikt nie z nas nie ukradł tych pieniędzy.
- Czemu nam nie powiedzieliście, że mieliśmy brata ?!?
- A co was to interesowało, kretynie ?!?
- Traktujesz mnie i reszte jak zabawki, nawet Thomasa. Przez CIEBIE on nie żyje.
- Chcesz dostać jak on ?!?
- O co ci chodzi ?!?
- O to.
Wymierzył we mnie broń. Stałem nadal z założonymi rękoma, patrząc się na ojca ze zgrozą. Pierdolony chuj.
- I co mnie zastrzelisz ? Co Thomasa zastrzeliłeś ?
- Popełnił samobójstwo.
- Przez kogo ? Przez ciebie idioto !
- Jak ty śmiesz mnie tak nazywać ?!?
Rzucił broń i rzucił sie na mnie. Kopał mnie to po brzuchu, to po nogach, a pięściami wymierzał w moją twarz.
- Uciekajcie !
Lou skorzystał z chwili nie uwagi mężczyzny i wyślizgnął mu się, potem z moimi siostrami, oddalił się od salonu i zadzwonił po policje. Ojciec nadal mnie bił. Lou nie zdąrzył wybrać numeru, a moja matka wzieła mu telefon. W korytarzu były drzwi, które prowadziły do piwnicy. Matka wpychła Louisa tam i zamknęła na klucz. Tamara i Julia uciekły, a ja zostałem z nimi. Wszystko mnie już bolało. Na podłodze zauważyłem krew, która pewnie należała do mnie. Cholera. Wstałem i udałem sie do łazienki. Nie miałem siły iść dalej. Zamknąłem sie, a ojciec dobijał sie do drzwi.
- Otwieraj !
Po półgodzinnym dobijaniu sie, ojciec dał sobie spokój. Siedziałem na rogu wanny, patrząc się w lustro. Z mojego nosa ciekła krew, tak samo z wargi i miałem pełno siniaków. Znów. Jak to nasza nienormalna rodzina. Ciekawe gdzie moje siostry. Otworzyłem lekko drzwi, wyjrzałem czy nikogo nie ma i wyszedłem. Poszedłem do salonu, rodzice siedzieli na kanapie jak gdyby nigdy nic. What ?!? Poszedłem do korytarza, gdy nagle moja matka wzięła mnie na góre do sypialni.
- Zayn, słoneczko, zrozum ojca.
- Co ja mam zrozumieć ?
- On jest strasznie nerwowy.
- No ba.
- Stoje po waszej stronie, i wiem, że nie ukradliście tych pieniędzy.
- Czemu nie zareagowałaś na bicie ?
- Bałam się. Próbowałam go powstrzymać ale sam widzisz...
- Trzeba coś z tym zrobić.
- Wiesz, jak sie dowie, że coś knujemy to będzie tragedia.
- Ojciec to ojciec.
- Choć zaopatruje cię.
Matka opatrzyła mnie i poszłem na korytarz, przy czym otworzyłem drzwi od piwnicy, gdzie znajdował się Louis.
- Nic sie nie stało, nie dzwoń na policje. Przepraszam, że cię w to wmieszałem.
- Dobrze, że żyjesz. Napewno nie wezwać policji ?
- Napewno.
- Dobra lece, jakby co to jestem pod telefonem. Możesz na mnie liczyć.
- Twój telefon jest w kuchni.
Lou wziął co trzeba i odjechał. Sam wsiadłem do auta i pojechałem do Harrego. Drzwi otworzyła mi jego mama.
- O matko, Zayn dobrze sie czujesz ?
- Tak, dziękuje. Są może u pani moje siostry ?
- Tak są. Prosze wejdź.
Weszłem i zastałem Julie z Harrym na kanapie, a Tamara stała koło telewizora.
- Zayn ! Wszystko dobrze ? Mocno dostałeś ?
- E tam, bywało gorzej. Jest wszystko w normie. Wracajmy, lepiej żeby nie było żadnej awantury.
- No okej.
Julia na pożegnanie pocałowała Harrego i pojechaliśmy do domu. Matka robiła obiad, a ojciec siedział w swoim gabinecie. Poszliśmy, każdy do swojego pokoju, i włączyłem laptopa. Na twitterze jestem anonimowy, nikt nie wie kim jestem. Kilka zaproszeń. I 1 wiadomość od jakiejś anonimowej dziewczyny. Nie ma zdjęcia.
Ona: Hej, jak leci ?
Ja: Znamy się ?
Ona: Nie wiem. Jestem Rita.
Ja: Zayn.
Rita: Sorki, że tak pisze do ciebie, ale poprostu nie mam do kogo.
Ja: Czemu ?
Rita: A tam nie będe sie zwierzać.
Ja: Jak chesz. To... co robisz ?
Rita: Słucham muzyki, a ty ?
Ja: Nic. A czego słuchasz ?
Rita: One Direction. Kocham ten zespół.
Wzdrygnąłem się. Ona kocha nasz zespół.
Ja: Aha. Gdzie mieszkasz ?
Rita: W Londynie.
Ja: Ja też. Kogo lubisz najbardziej z zespołu ?
Nie powiem jej przecież, że to ja. Przestałaby pisać.
Rita: Lubie każdego. No może troszeczke Zayna Malika.
Omg. Mnie.
Ja: Hehe ja też mam na imie Zayn. Tylko, że nie Malik.
Rita: Zauważyłam :) Ciekawe czy jesteś ładny tak jak Malik.
Ja: Wiesz, każdy ma swój gust. Ale ja sądze, że jestem brzydki.
Rita: ciekawe. Napewno jesteś ładny, troche wiary w siebie ;)
Ja: Hehe, ciekawe jak ty wyglądasz.
Rita: Wiesz ja to gruba jestem i pryszczata.
Ja: Nie wierze. ,,troche wiary w siebie''
Rita: Haha, tylko że to jest prawda. Dlatego nikt sie ze mną nie koleguje i nikt nie chce się ze mną zakolegować.
Ja: Ja chętnie się z tobą zakoleguje :)
Rita: Dasz mi swój numer telefonu ?
Miałem już pisać, ale zawachałem się. Nie wiem, czy to dobry pomysł. Ale przecież przez telefon nie można wywnioskować zbyt do kogo głos należy. Co mi tam szkodzi. Napisałem i wysłałem. Wyłączyłem laptopa i mój telefon wydał z siebie odgłos przychodzącej wiadomości. Pewnie to od Rity.
Prosze, o to mój numer. Dzięki.
Zapisałem jej numer w kontaktach i zeszłem na dół. Czekał na mnie obiad. Przy stole nikt sie nie odzywał. Wszyscy jedliśmy w ciszy. Szybko zjadłem, a następnie poszłem do pokoju. Uwaliłem się na łóżku, i zacząłem myśleć nad sensem mojego życia. Patologia w rodzinie. Jak to głupio brzmi. Nagle dostałem wiadomość.
Rita: Co już nie piszesz ? Znudziłam ci się ?
Ja: Nie, tylko jadłem obiad i tera se leże na łóżku.
Rita: Aha, już myślałam. Nad czym myślisz ?
Ja: Nad sensem mojego życia. Jednym słowem: patologia.
Rita: Chodzi ci o rodziców ?
Ja: Noo. Piekło.
Rita: Ja nie mam lepiej.
Ja: Skąd wiesz ?
Rita: Powiedzmy, że sie domyślam.
Ja: Musze kończyć, jutro popiszemy, szkoła.
Rita: Jasne rozumiem, pa Zayn.
Ja: pa.
Nadal leżałem. Nie wiem co mam robić. Nawet nie wiem w którym momencie zasnąłem. Obudził mnie budzik. Wstałem, szybko ubrałem się i pojechałem wraz z siostrami do szkoły. Zaparkowałem moje auto, na które wszyscy patrzyli z zazdrością, i wysiadłem. Chłopacy jak zawsze stali przy aucie Louisa. Poszłem w kierunku czarnej terenówki mercedesa i przywitałem się z chłopakami.
- Wszystko u ciebie okej ?
- Tak.
- Wiesz, że możesz na nas liczyć.
- Wiem. Kiedy próba ?
Nienawidziłem rozmawiać o patologii w moim domu.
- Jutro koło 16:00.
- Jasne.
Ruszyliśmy na lekcje. Po jakimś durnym wykładzie, na którym nie słuchałem, poszliśmy do stołówki. Usiedliśmy przy stoliku, z widokiem na dziedziniec szkoły. To było nasze stałe miejsce. Siedzieliśmy i gadaliśmy o różnych rzeczach, kiedy do stołówki wparowała grupa dziewczyn z Niną na czele. Uwiesiłem na niej swój zwrok. Była to brunetka o brązowych oczach, była troche niższa odemnie i strasznie chuda. Była bardzo popularna w szkole. Od dawna mi się podoba, ale nigdy nikomu o tym nie mówiłem. Wiem, że mnie nie lubi. Odwróciłem głowe i patrzałem się na Harrego, który robił głupie miny. Cały on.
*Oczami Julii*
Siedziałam wraz z Tamarą i z dziewczynami przy stoliku, kiedy do stołówki weszła najwredniejsza dziewczyna na całym świecie, Nina. Wraz z jej dziewczynami przysiadły się do stolika z naszym bratem. O nie. Nie będzie dobrze. Nina wstała, a wszyscy uczepili na niej wzrok, kiedy zapanowała cisza.
- Co Zayn, teraz nie masz nic do powiedzenia, kiedy rodzice sie pojawili ? Haha, co rodzice ci dali ,,szlaban'' ? Zawsze miałeś coś do powiedzenia.
Zayn zacisnął szczęke. Jego wzrok był nieobecny. Nie daruje jej tego. Wstałam i wszyscy wzrócili na mnie wzrok. Podeszłam do niej i wziełam ją za bluzke.
- Odwołaj to co powiedziałaś.
- Dobrze słyszałaś to co powiedziałam. Nie odwołam taka prawda.
Mój gniew już kipiał. Zaraz wybuchne. Usłyszałam tylko cichy głos Zayna.
- Daj spokój.
Zacisnęłam zęby i zgrzytałam zębami. Odwróciłam wzrok do Niny.
- Nikt. Nie. Będzie. Obrażał. Mojego. Brata.
- A co, ty jego obrończynia ? Zayn się boji ?
Zaśmiała się głupkowato.
- Przesadziłaś.
I dałam jej z pięści w twarz, a ta się aż przewróciła. Po chwili Nina rzuciła się na mnie. Szarpałyśmy się, aż ktoś złapał mnie za ramiona i oddalił od Niny. Był to Harry. Zanim się uspokojiłam, zauważyłam, że wszyscy nas otaczali, by móc zobaczyć tą akcje. Chłopacy wyprowadzili mnie ze stołówki i poszliśmy do szatni. Nie było Zayna. Złość nadal we mnie strzykała.
- Gdzie. Zayn.
Powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Uspokój się. Zayn pojechał. Nie wiem gdzie.
Harry usiadł koło mnie i objął ramieniem.
- Po lekcjach odwioze cię.
- Dzięki. Obiecuje jej, że kiedyś rozszarpie ją na małe kawałeczki.
- Haha a ja ci w tym pomoge.
Uśmiechnęłam się. Złość we mnie już minęła. Po lekcjach, tak jak Harry powiedział, odwiózł mnie do domu. Otworzyłam drzwi, przeszłam przez salon i korytarz, poszłam po schodach i wparowałam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i patrzałam się na biurko. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest Zayn. Nie było jego samochodu, co znaczy, że pojechał gdzieś, nie wiadomo gdzie. Wyszłam, poszłam do kuchni i wyciągnełam coś do jedzenia z lodówki. Kiedy zjadłam, poszłam do garażu bez skapowo. Był tam stary skuter. Mam pewien pomysł... jeżeli Zayn ma auto, to czemu ja nie moge mieć skutera ? Tylko trzeba go odnowić. Wziełam go, zamknęłam garaż i poszłam na nogach do serwisu samochodowego. Zastałam kilka mężczyzn w serwisie, zostawiłam skuter, i wyszłam. Tak jak mi powiedzieli, będzie do odbioru za 3 dni. Ruszyłam z powrotem do domu. Otworzyłam lekko drzwi, zamknęłam je, weszłam do salonu, gdzie zastałam tylko ojca z założonymi rękoma. O nie.
- Gdzieś ty była ?!?
Przeszedł po mnie zimny dreszcz. Musze skłamać. Jakby się dowiedział, że będe jeździć na skuterze, szału by dostał.
- Musiałam pożyczyć koleżance książke, bo jej się zgubiła.
Przez chwile przeczesywał mnie wzrokiem.
- Lepiej żebyś nie kłamała.
Usiadł na kanapie, a ja poszłam do swojego pokoju. Po chwili pukanie. Tamara lekko wychyliła głowe zza drzwi.
- Mogę wejść ?
- Możesz.
Usiadła obok mnie na łóżku.
- Dobrze zrobiłaś, że obroniłaś Zayna.
- To jest nasz brat, dlaczego miałabym tego nie robić.
- Ta Nina musi dostać w końcu od nas w pierdol.
- Zgadza się.
- Gdzie byłaś ? Wiesz, że nikomu nie wygadam.
- Pamiętasz ten stary skuter co stał w garażu ?
- No.
- Wzięłam go do serwisu, aby go naprawili i polakierowali.
- Aha, spoko. Będziesz mnie wozić do szkoły, nie ?
- Pewnie.
Uśmiechnęłam się lekko. Nagle usłyszeliśmy jakiś huk, chyba ktoś zbił jakieś talerze, i krzyki. Następnie stukot butów po schodach i trzaśnięcie drzwiami. Wychyliłyśmy obie głowy zza drzwi.
- Myślisz, że Zayn już jest ?
- Nie wiem. Poczekaj ide zobaczyć co się dzieje.
Poszłam po schodach, i wparowałam do kuchni, gdzie były zbite talerze. Matka stała tam i sprzeczała się z ojcem.
- Co się dzieje ?
- Nie wtrącaj się w sprawy dorosłych.
- No to się nie kłóćcie ! Mam dość wysłuchiwania waszych kłótni !
Wydarłam im się prosto w ich twarze.
- Nie takim tonem.
- Julio, wyobraź sobie, że ojciec dostał jakiegoś szału z niewiadomo czego, a ja się przestraszyłam i upuściłam talerze i zaczął się na mnie drzeć.
- Tato, odpuść sobie.
- Nie będziesz mną rządzić.
- Ani mną.
- Jesteś moją córką ! Musisz się mnie słuchać !
- Nie zmusisz mnie !
Wyszłam ze złością z domu. Wybrałam się do sklepu, a później do parku. Usiadłam na ławce, wyjełam z torebki papierosa, zapaliłam i wdychałam dym, żeby się uspokojić. Tak, ja pale. Ale jak jestem naprawdę wkurzona. Rodzice o tym nie wiedzą.
*Oczami Zayna*
Siedziałem w swoim pokoju, zamknięty na klucz, nie chciałem nikogo widywać. Wyjąłem telefon, dostałem wiadomość od Rity. Napisałem jej o całym zdarzeniu w stołówce.
Rita: ale ona musi być naprawdę głupia. Przez myśl mi to nie przechodzi. Przykro mi.
Ja: A wiesz co najbardziej boli ?
Rita: Co ?
Ja: To, że jestem w niej zakochany.
Rita: aha... i co teraz zrobisz ?
Ja: nie wiem, nie mam już siły.
Rita: nie mów tak. Musisz zawalczyć.
Ja: kiedy ja... poprostu nie mam już siły. Co dzień musze słyszeć jak wszyscy mówią o mojej patologicznej rodzinie.
Rita: nie słuchaj ich. Poprostu nie mają mózgu. Tylko nic sobie nie rób. Pogadamy jutro, może ci przejdzie.
Ja: nie sądze...
Wyrzuciłem telefon w kąt, i złapałem się za głowe. Dlaczego mnie to spotyka ? Ja już nie wytrzymuje. To całe życie jest pojębane. Wziąłem z szuflady żyletkę i przyłożyłem ją sobie do ręki. Nie wiem czy dobrze robie. Leciutko pociągnąłem ostrzem po skórze, z czego ciepła krew zaczęła spływać mi po ręce. Nagle odrzuciłem żyletkę w głąb pokoju, patrząc na swoją ręke, z której leciała krew. To mnie uspokaja.
*Oczami Julii*
Zrobiło się dosyć ciemno, a ja nadal paliłam i siedziałam sama na ławce. Nagle w moim kierunku zaczął się ktoś zbliżać.
- Julia ?!? Ty palisz ?!? O, ty...! Nie tak cię wychowałem !
O cholera.
___________________________________________
Macie tutaj następny rozdział, myślę że liczba komentarzy się podniesie :) Do następnego ! :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz