*Oczami Zayna*
Kolejny beznadziejny dzień w gównianej szkole. Wieczorem słyszałem jakieś krzyki, ojca i Julii, lepiej żeby nic nie zrobił mojej siostrze, bo będzie miał odemnie w pierdol. Przyszłem do szkoły sam, ponieważ pewnie Julia nie może pozbierać się po wczoraj, a Tamara została z nią dla bezpieczeństwa. Ubrałem czarną bluze i naciągnąłem rękawy, aby nikt nic nie zauważył. Nie miałem humoru. Poszłem do szkolnej toalety, przejrzałem się w lustrze i można by było powiedzieć, że gdyby mój wzrok mógł zabijać, to nikt w szkole by nie żył. Byłem blady i niewyspany z kamienną twarzą. I dobrze. Tak ma być. Ruszyłem do chłopaków.
- Siemka Zayn.
- Cześć.
- Co jest ?
- Nic.
- Widać.
- Dajcie spokój, niewyspałem sie.
W naszym kierunku zmierzała Nina. O nie. Zacisnąłem zęby.
- Zayn spokojnie.
W końcu podeszła do nas.
- Oo Zayn, już się wypłakałeś ?
- Weź. Tą. Swoją. Twarz. Bo. Zaraz. Będzie. Cała. We. Krwi.
- O boshe nie denerwuj sie. Złość piękności szkodzi.
Podniosłem już ręke i miałem ją walnąć ale Louis mnie powstrzymał.
- Narazie Zayn. Uważaj bo wybuchniesz.
Złość we mnie już kipiała. Wyrywałem się Louisowi, bo chciałem ją walnąć ale nic z tego. Lou złapał mnie za nadgarstek, dał znak chłopakom by zostali, a ze mną poszedł na inny korytarz, gdzie nikogo nie było. Staneliśmy, nie wiedziałem o co mu chodziło. Podniósł moją ręke i podciągnął mi rękaw. Zauważył.
- Zayn, nie rób tego.
Patrzałem się na swoje blizny. Co miałem powiedzieć ?
- Będziesz przez nią cierpieć ?
- Ja. Ją. Kocham.
Zamurowało go. Zgrzytałem zębami.
- Nie rób więcej tego. Wyżyj się na czymś innym ale nie na sobie.
Poszliśmy z powrotem do chłopaków. I co ja mam go słuchać ? Tak, to mój najlepszy przyjaciel, ale nie muszę się go zawsze słuchać. Dostałem wiadomość od Rity.
Rita: i jak, przeszło ci ?
Ja: nie. Musze ci coś powiedzieć.
Rita: ja też coś ci powiem.
Ja: No bo ten Zayn Malik, to ja. Prosze nie złość się.
Mineło 5 min. a Rita nadal nie odpisywała. Zacząłem się martwić, że już mi nie odpisze. Nagle dostałem wiadomość.
Rita: wiem. Bo... ja chodzę z tobą do szkoły.
Ja: Co ? Czyli nie jesteś na mnie zła ?
Rita: troche tak, a troche nie. Ale wiesz to jest duże liceum, więc...
Ja: wiem. Czyli znasz Nine ?
Rita: tak znam. Słyszałam tą ,,rozmowe'' dzisiaj z Niną. Nie wiem co mam powiedzieć. Naprawdę przesadziła.
Ja: co zrobić. Może byśmy się spotkali ?
Rita: nie wiem. Poprostu... nie chce. To znaczy... chce ale nie chce.
Ja: ok, może innym razem. Pomożesz zapomnieć mi o Ninie ?
Rita: postaram się przystojniaczku :*
Ja: dzięki.
Rita: mam nadzieję, że nie zrobiłeś sobie wczoraj niczego...
Ja: a co ma mnie uspokojić ?
Rita: Zayn... prosze nie rób nic sobie. Szczerze... podobasz mi się. I jak tylko pomyśle co ty mogłeś sobie zrobić to łzy mi lecą...
Ja: nie przejmuj się mną. Też mi się podobasz, niestety narazie tylko z charakteru, bo cie jeszcze nie widziałem.
Rita: przestań bo się rumienie.
Ja: to dobrze. Dobra popiszemy później idę na lekcje zresztą ty też chyba musisz.
Rita: no to papa :*
Ja: pa :*
Włożyłem telefon do kieszeni i ruszyłem w głąb korytarza. Nie obchodziły mnie szepty wszystkich uczniów w liceum, ich wzrok, które się na mnie patrzały, to że wszyscy mnie obgadują. Poszłem do sali i usiadłem z Louisem w ławce. O dziwo, dzisiaj Nina nie powiedziała nic do mnie, z czego się niezmiernie cieszę. Przyjechałem do domu, poszłem do salonu gdzie była reszta mojej rodziny, bez ojca, który jest w pracy. Ruszyłem do swojego pokoju, zamknąłem drzwi i odrazu wyciągłem telefon.
Rita: hej, jak samopoczucie ?
Ja: nie jest źle. A twoje ?
Rita: brat mi zmarł. Chorował na raka.
Ja: przykro mi. Ale nie przejmuj się, twój brat ma teraz lepsze życie w niebie.
Rita: a co z twoimi rodzicami ?
Ja: narazie ojciec w pracy, więc spokój.
Rita: to dobrze. Ile masz tych kresek już ?
Ja: jakich kresek ?
Rita: blizn.
Ja:... 14.
Rita: o matko. Gdzie ?
Ja: po 5 na dwóch rękach i 4 na nodze.
Rita: Zayn... ;___;
Ja: Mówiłem, żebyś się mną nie przejmowała... dobrze, że jesteś. Przynajmniej moje życie nie jest całkiem do bani.
Rita: powiedziałabym to samo.
Ja: a... sorki że pytam ale... co się u ciebie dzieje ?
Rita: powiem kiedy będe na to gotowa.
Ja: rozumiem.
Rita: dobra muszę kończyć, pa Zayn.
Ja: pa.
Leżałem sobie i nagle wiadomość.
Louis: dasz radę przyjechać na próbe dziś ?
Ja: tak, napewno przyjadę.
Louis: a jak nie przyjedziesz ?
Ja: to znaczy, że musiało się coś stać. Jak mnie nie będzie i nie napiszae smsa czemu mnie nie będzie to dzwońcie na policję, w najgorszym razie na pogotowie.
Louis: ok. Tylko pamiętaj co ci powiedziałem na korytarzu.
Nic nie odpisałem. Położyłem się na łóżku. Ruszyłem do pokoju Julii. Zapukałem. Wszedłem, leżała na łóżku przykryta pościelą, z twarzą wyrażającą obojętność. Podparła ręką głowe.
- Co ci wczoraj ojciec zrobił ?
- Nic. Tylko to.
Na ramieniu miała wielką kreske. Musiało boleć.
- Nie wracajmy do tego. Powiedziala ci coś Nina ?
Opowiedziałem jej historię z tą rozmową.
- Musze ją kiedyś zabić, podła żmija.
Zachichotałem.
- Myślałam, że już na dobre nie będziesz miał dobrego humoru.
- Hah śmieszne.
- Harry tu będzie. Przyjedzie by mnie odwiedzić, więc pewnie sobie pogadacie dzisiaj.
- Przecież chłopaki mają próbe. O której przyjedzie ?
- Gdzieś koło 18.
- Aha, no to okej. Nie idziesz na obiad ?
- Zaraz przyjdę.
Poszłem na dół, do kuchni. Tamara nakrywała do stołu, a matka zajmowała się obiadem. Usiadłem na kanapie, i patrzałem się na Tamare.
- Co się tak na mnie patrzysz ?
- Sprawdzam twoją czujność.
Rzuciłem w nią poduszką. Ta tylko z powrotem rzuciła na mnie i dalej rozkładała naczynia.
- Widzę, że ci się humor poprawił.
- a tobie pogorszył.
Zachichotałem. Taka moja siostra.
- Byś mi pomógł, a nie leżysz jak leń.
Wstałem i pomogłem jej. Kiedy w końcu wszystko było już gotowe, zasiedliśmy wszyscy razem do stołu. Na dół zeszła Julia. W drzwiach rozległ się dzwonek. Matka poszła otworzyć. Do salonu wszedł Harry. Pocałował się z Julią i pytał się jak się czuje itp.
- Zjesz Harry może znami obiad ?
- Czemu nie.
Uśmiechnął się szeroko i usiadł koło Julii przy stole. Jedliśmy w ciszy. Ufam Harremu, dlatego wiem, że nikomu nic nie powie. Dlatego przy obiedzie musiałem poruszyć ten temat.
- Co robimy z ojcem ?
- Narazie nic.
- Jak to nic ? Jak my nic z nim nie zrobimy to on nas w końcu pozabija, a tego nikt chyba nie chce.
- Słuchajcie, musze wam coś powiedzieć.
Spojrzeliśmy się na matke.
- Bo te pieniądze... to ja je wziełam.
- Co ?!?
- Tylko prosze, nie gniewajcie sie, ja mam pewien plan.
- Jaki ?
- Musze jeszcze trochę uzbierać i będziemy mieli na mieszkanie. Pod nieobecność ojca, wyprowadzimy się.
- WYPROWADZICIE SIĘ ?!?!?
Siedzieliśmy w bezruchu. Ten głos nie należał do nas. Przeszedł po nas zimny dreszcz. Ojciec. Słyszał naszą rozmowe. Jak ? Cholera. Koniec z nami. On nas pozabija.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz