piątek, 10 lipca 2015

Rozdział 8

*Oczami Zayna*

Kolejny beznadziejny dzień w gównianej szkole. Wieczorem słyszałem jakieś krzyki, ojca i Julii, lepiej żeby nic nie zrobił mojej siostrze, bo będzie miał odemnie w pierdol. Przyszłem do szkoły sam, ponieważ pewnie Julia nie może pozbierać się po wczoraj, a Tamara została z nią dla bezpieczeństwa. Ubrałem czarną bluze i naciągnąłem rękawy, aby nikt nic nie zauważył. Nie miałem humoru. Poszłem do szkolnej toalety, przejrzałem się w lustrze i można by było powiedzieć, że gdyby mój wzrok mógł zabijać, to nikt w szkole by nie żył. Byłem blady i niewyspany z kamienną twarzą. I dobrze. Tak ma być. Ruszyłem do chłopaków.

- Siemka Zayn.

- Cześć.

- Co jest ?

- Nic.

- Widać.

- Dajcie spokój, niewyspałem sie.

W naszym kierunku zmierzała Nina. O nie. Zacisnąłem zęby.

- Zayn spokojnie.

W końcu podeszła do nas.

- Oo Zayn, już się wypłakałeś ?

- Weź. Tą. Swoją. Twarz. Bo. Zaraz. Będzie. Cała. We. Krwi.

- O boshe nie denerwuj sie. Złość piękności szkodzi.

Podniosłem już ręke i miałem ją walnąć ale Louis mnie powstrzymał.

- Narazie Zayn. Uważaj bo wybuchniesz.

Złość we mnie już kipiała. Wyrywałem się Louisowi, bo chciałem ją walnąć ale nic z tego. Lou złapał mnie za nadgarstek, dał znak chłopakom by zostali, a ze mną poszedł na inny korytarz, gdzie nikogo nie było. Staneliśmy, nie wiedziałem o co mu chodziło. Podniósł moją ręke i podciągnął mi rękaw. Zauważył.

- Zayn, nie rób tego.

Patrzałem się na swoje blizny. Co miałem powiedzieć ?

- Będziesz przez nią cierpieć ?

- Ja. Ją. Kocham.

Zamurowało go. Zgrzytałem zębami.

- Nie rób więcej tego. Wyżyj się na czymś innym ale nie na sobie.

Poszliśmy z powrotem do chłopaków. I co ja mam go słuchać ? Tak, to mój najlepszy przyjaciel, ale nie muszę się go zawsze słuchać. Dostałem wiadomość od Rity.

Rita: i jak, przeszło ci ?

Ja: nie. Musze ci coś powiedzieć.

Rita: ja też coś ci powiem.

Ja: No bo ten Zayn Malik, to ja. Prosze nie złość się.

Mineło 5 min. a Rita nadal nie odpisywała. Zacząłem się martwić, że już mi nie odpisze. Nagle dostałem wiadomość.

Rita: wiem. Bo... ja chodzę z tobą do szkoły.

Ja: Co ? Czyli nie jesteś na mnie zła ?

Rita: troche tak, a troche nie. Ale wiesz to jest duże liceum, więc...

Ja: wiem. Czyli znasz Nine ?

Rita: tak znam. Słyszałam tą ,,rozmowe'' dzisiaj z Niną. Nie wiem co mam powiedzieć. Naprawdę przesadziła.

Ja: co zrobić. Może byśmy się spotkali ?

Rita: nie wiem. Poprostu... nie chce. To znaczy... chce ale nie chce.

Ja: ok, może innym razem. Pomożesz zapomnieć mi o Ninie ?

Rita: postaram się przystojniaczku :*

Ja: dzięki.

Rita: mam nadzieję, że nie zrobiłeś sobie wczoraj niczego...

Ja: a co ma mnie uspokojić ?

Rita: Zayn... prosze nie rób nic sobie. Szczerze... podobasz mi się. I jak tylko pomyśle co ty mogłeś sobie zrobić to łzy mi lecą...

Ja: nie przejmuj się mną. Też mi się podobasz, niestety narazie tylko z charakteru, bo cie jeszcze nie widziałem.

Rita: przestań bo się rumienie.

Ja: to dobrze. Dobra popiszemy później idę na lekcje zresztą ty też chyba musisz.

Rita: no to papa :*

Ja: pa :*

Włożyłem telefon do kieszeni i ruszyłem w głąb korytarza. Nie obchodziły mnie szepty wszystkich uczniów w liceum, ich wzrok, które się na mnie patrzały, to że wszyscy mnie obgadują. Poszłem do sali i usiadłem z Louisem w ławce. O dziwo, dzisiaj Nina nie powiedziała nic do mnie, z czego się niezmiernie cieszę. Przyjechałem do domu, poszłem do salonu gdzie była reszta mojej rodziny, bez ojca, który jest w pracy. Ruszyłem do swojego pokoju, zamknąłem drzwi i odrazu wyciągłem telefon.

Rita: hej, jak samopoczucie ?

Ja: nie jest źle. A twoje ?

Rita: brat mi zmarł. Chorował na raka.

Ja: przykro mi. Ale nie przejmuj się, twój brat ma teraz lepsze życie w niebie.

Rita: a co z twoimi rodzicami ?

Ja: narazie ojciec w pracy, więc spokój.

Rita: to dobrze. Ile masz tych kresek już ?

Ja: jakich kresek ?

Rita: blizn.

Ja:... 14.

Rita: o matko. Gdzie ?

Ja: po 5 na dwóch rękach i 4 na nodze.

Rita: Zayn... ;___;

Ja: Mówiłem, żebyś się mną nie przejmowała... dobrze, że jesteś. Przynajmniej moje życie nie jest całkiem do bani.

Rita: powiedziałabym to samo.

Ja: a... sorki że pytam ale... co się u ciebie dzieje ?

Rita: powiem kiedy będe na to gotowa.

Ja: rozumiem.

Rita: dobra muszę kończyć, pa Zayn.

Ja: pa.

Leżałem sobie i nagle wiadomość.

Louis: dasz radę przyjechać na próbe dziś ?

Ja: tak, napewno przyjadę.

Louis: a jak nie przyjedziesz ?

Ja: to znaczy, że musiało się coś stać. Jak mnie nie będzie i nie napiszae smsa czemu mnie nie będzie to dzwońcie na policję, w najgorszym razie na pogotowie.

Louis: ok. Tylko pamiętaj co ci powiedziałem na korytarzu.

Nic nie odpisałem. Położyłem się na łóżku. Ruszyłem do pokoju Julii. Zapukałem. Wszedłem, leżała na łóżku przykryta pościelą, z twarzą wyrażającą obojętność. Podparła ręką głowe.

- Co ci wczoraj ojciec zrobił ?

- Nic. Tylko to.

Na ramieniu miała wielką kreske. Musiało boleć.

- Nie wracajmy do tego. Powiedziala ci coś Nina ?

Opowiedziałem jej historię z tą rozmową.

- Musze ją kiedyś zabić, podła żmija.

Zachichotałem.

- Myślałam, że już na dobre nie będziesz miał dobrego humoru.

- Hah śmieszne.

- Harry tu będzie. Przyjedzie by mnie odwiedzić, więc pewnie sobie pogadacie dzisiaj.

- Przecież chłopaki mają próbe. O której przyjedzie ?

- Gdzieś koło 18.

- Aha, no to okej. Nie idziesz na obiad ?

- Zaraz przyjdę.

Poszłem na dół, do kuchni. Tamara nakrywała do stołu, a matka zajmowała się obiadem. Usiadłem na kanapie, i patrzałem się na Tamare.

- Co się tak na mnie patrzysz ?

- Sprawdzam twoją czujność.

Rzuciłem w nią poduszką. Ta tylko z powrotem rzuciła na mnie i dalej rozkładała naczynia.

- Widzę, że ci się humor poprawił.

- a tobie pogorszył.

Zachichotałem. Taka moja siostra.

- Byś mi pomógł, a nie leżysz jak leń.

Wstałem i pomogłem jej. Kiedy w końcu wszystko było już gotowe, zasiedliśmy wszyscy razem do stołu. Na dół zeszła Julia. W drzwiach rozległ się dzwonek. Matka poszła otworzyć. Do salonu wszedł Harry. Pocałował się z Julią i pytał się jak się czuje itp.

- Zjesz Harry może znami obiad ?

- Czemu nie.

Uśmiechnął się szeroko i usiadł koło Julii przy stole. Jedliśmy w ciszy. Ufam Harremu, dlatego wiem, że nikomu nic nie powie. Dlatego przy obiedzie musiałem poruszyć ten temat.

- Co robimy z ojcem ?

- Narazie nic.

- Jak to nic ? Jak my nic z nim nie zrobimy to on nas w końcu pozabija, a tego nikt chyba nie chce.

- Słuchajcie, musze wam coś powiedzieć.

Spojrzeliśmy się na matke.

- Bo te pieniądze... to ja je wziełam.

- Co ?!?

- Tylko prosze, nie gniewajcie sie, ja mam pewien plan.

- Jaki ?

- Musze jeszcze trochę uzbierać i będziemy mieli na mieszkanie. Pod nieobecność ojca, wyprowadzimy się.

- WYPROWADZICIE SIĘ ?!?!?

Siedzieliśmy w bezruchu. Ten głos nie należał do nas. Przeszedł po nas zimny dreszcz. Ojciec. Słyszał naszą rozmowe. Jak ? Cholera. Koniec z nami. On nas pozabija.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz